Niektóre motyle mają przecież
przezroczyste skrzydła,
a przecież potrafią latać...

czwartek, 6 czerwca 2019

6. Zdradliwa wizja

Amy

Dzień był mroźny,  zima w pełni rozgościła się na dobre. Dzień bez opadów, był dniem straconym,  święta nadchodziły szybkim krokiem, a ja miałam część prezentów kupionych, zastanawiałam się co kupić Abaddonowi, facetowi, który ma wszystko, rozważałam zakup jakiegoś elektronicznego gadżetu, niech się diabeł uczy, chociaż
z drugiej strony nie spotkałam się z piekielną siecią internetową. Znając Abe’a i tym razem wymyśliłby obejście tego problemu. Spacerowałam bez większego celu, przyglądając się sklepom. Przyjemnie było mieć wolny dzień,  nawet jeśli skończył się tak brutalnie, kiedy weszłam do budynku, Seth podbiegł do mnie z niezbyt przyjemną nowiną.
- Amy! Jeden z oddziałów nie wrócił, sensorzy wychwycili grupę bezdusznych przy rzece, Logan prosił, żebyś to sprawdziła – speszył się kiedy spojrzałam mu w  oczy.
- Daj mi chwilę – rzuciłam zakupy w kat recepcji – ani się waz podglądać Maddie – dziś był jej dyżur.
- Będę grzeczna, obiecuję – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Ta, niech będzie, że Ci wierzę, Seth jestem gotowa idziesz czy zostajesz?
- Musiałaś pytać? Kiedy skończysz trzymać mnie na dystans – marudził po drodze.
- Nie mam pojęcia, to nie takie proste, widziałeś mnie nago Seth! Nie mam ochoty , ani czasu o tym rozmawiać! – przyspieszyłam i biegłam w stronę rzeki – rozwiń skrzydła, widzimy się na miejscu – użyłam błyskawic, nie patrzyłam na niego.  Mimo szybkości, droga mi się strasznie dłużyła, martwiłam się o strażników, ostatnio mało było ochotników by do nas dołączyć. Kiedy dotarłam na miejsce zauważyłam coś dziwnego, grupę dzieciaków walczących z pustym?! Zaraz, zaraz czy tam była Oriana? Cholerka, a jeśli coś się jej stanie, mały uparciuch. Moje obawy były jednak niepotrzebne, zatrzymałam się na chwilę i przyglądałam.  Bezduszny został ostrzelany serią wodnych strzał, a następnie został podpalony przez Chrisa, o dziwo ich plan się powiódł i stwór się rozsypał. Niestety stali się łatwą zdobyczą stwora, który wyglądał jak pokaźny budynek, wskoczyłam tuz przed nich zasłaniając ich sobą.
- Oriana, co Ty tu robisz? – zerknęłam na nią, miała przerażona minę, stwór był coraz bliżej.
- Amy…- jęknęła.
- Nie ma, Amy, tłumacz mi się lepiej – w odpowiednim momencie wystawiłam rękę i zniszczyłam stwora, który się rozsypał z dzikim krzykiem – jeju, czy one zawsze musza tak wrzeszczeć? – skrzywiłam się.
- Amy! – usłyszałam krzyk Setha, drażnił mnie dziś.
- Żyję! – pomachałam Sethowi, który wylądował tuz przy mnie.
- Co to za dzieciaki?- powiedział ostro, pewnie wyładowywał się za mnie, utkwił wzrok w Orianie.
- Zapomnij, jest nieletnia.
- Amy, ja nie – zmieszał się lekko – sprawdzam, czy na mnie patrzysz – nadął się zarozumiale.
- To Twoje zadanie, żeby mnie ochraniać tygrysie, ty masz patrzeć na mnie – mruknęłam.
- Ori, poczekajcie chwilę – powiedziałam cieplej – Seth, pilnuj ich – ruszyłam szybko
 na pozostałe stwory, wyjęłam miecz, kilka minut i było po sprawie. Pojawiłam
 się naładowana elektrycznie przy trojce dzieciaków, ten jeden nowy kogoś mi przypominał, miał takie same oczy jak Oriana, o kurcze, czyżby to był jej brat?
- Dobra, teraz słucham – uśmiechnęłam się do niej ciepło – przyznaj się, że się stęskniłaś, rybko.
- Wow – wypsnęło się temu nowemu, nieco rozładował sytuację i się zaśmiałam. Widząc podziw w jego oczach Seth stanął u mojego boku starając się wyglądać groźnie i chyba na mojego faceta? Litości!
- To Seth – wskazałam na upadłego, który nie miał zamiaru się uśmiechnąć – Seth,
 to Oriana, Chris i… my się jeszcze nie znamy, nazywam się Amy – podałam rękę zapatrzonemu we mnie chłopakowi.  Widziałam, że chłopak jest w innym świecie, Oriana szturchnęła go z łokcia w żebra, aż mi go było szkoda, jęknął, a ja powstrzymywałam śmiech.
- Annabeth – szepnęła Oriana, a może mi się wydawało.
- Co? – wymamrotał chłopak – aahh, jestem Percy – w końcu z siebie wydusił.
- Oriano należy Ci się lanie i to tęgie, nie możesz tak wbiegać na pole walki, a jakby Wam się coś stało? – spojrzałam na nią z troska i przytuliłam.

- Miałam wizję – przełknęła ślinę wpatrując się z strachem w Setha – martwiłam się, musiałam pomóc, mogłaś nie zdążyć – powiedziała na swoje usprawiedliwienie.

Oriana

Dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Na lekcjach nie byłam w stanie się na niczym skupić ale nie tylko ja. Rozejrzałam się dyskretnie po klasie. Percy i Chris także wyglądali jakby nie mogli usiedzieć na miejscu. Na szczęście to była nasza ostatnia już lekcja. Wyjrzałam za okno. Na dworze delikatnie prószył śnieg, nic dziwnego był już w końcu grudzień, a ściślej mówiąc ostatni dzień szkoły. Od jutra zaczynały się ferie zimowe. Nagle zabrzmiał dzwonek wyciągając mnie z transu. Ociężale podniosłam się z krzesła
i zaczęłam pakować książki do plecaka. Nawet nie pamiętam już o czym mówił nauczyciel. Podeszłam do chłopaków, ruszyliśmy w stronę szatni. Ubraliśmy
się i wyszliśmy na dwór. Mimo tego, że miałam na sobie gruby ciemnozielony płaszcz było mi zimno. Nic dziwnego jestem osobą ciepłolubną dlatego od razu przylgnęłam do Chrisa na co ten się uśmiechnął. Percy przywyknął już do tego że jesteśmy parą i nie prawił nam żadnych kazań. Wiedział, że nie musi się martwić,a ja wiem, że bardzo tęsknił za Annabeth. Ociężale podniosłam się z krzesła i zaczęłam pakować książki do plecaka. Nawet nie pamiętam już o czym mówił nauczyciel. Podeszłam do chłopaków, ruszyliśmy w stronę szatni. Ubraliśmy się i wyszliśmy na dwór. Mimo tego, że miałam na sobie gruby ciemnozielony płaszcz było mi zimno. Nic dziwnego jestem osobą ciepłolubną dlatego od razu przylgnęłam do Chrisa na co ten się uśmiechnął. Percy przywyknął już do tego że jesteśmy parą i nie prawił nam żadnych kazań. Wiedział, że nie musi się martwić, a ja wiem, że bardzo tęsknił za Annabeth. Ruszyliśmy w drogę powrotną do domu, śnieg zaczął już mocniej prószyć. Chris zauważając że nieznacznie zaczynam się trząść przystanął spoglądając na mnie.
- Ty jesteś strasznym ciepłolubkiem – zaśmiał się zakładając mi na głowę mój obszerny kaptur.
- Oj cicho – mruknęłam – chodźmy – Percy był kilka kroków przed nami już miałam Chrisa pociągnąć w jego stronę kiedy przed oczami stanął mi obraz... Widziałam jakieś silne stwory, ludzi walczących z nimi, nie dawali sobie rady i czy to Amy tam biegła? Tak to na pewno ona. To jest tu przy rzece niedaleko. Musze tam iść pomóc.
- Ori – zmartwił się Chris – twoje oczy... - Percy podszedł do nas zmartwiony tym że tak długo staliśmy w miejscu.
- Musimy im pomóc – powiedziałam tylko i zaczęłam bieg w kierunku rzeki. Chłopcy biegli tuż za mną.
- Ale komu pomóc? - wykrzyknął pytanie Percy.
- Mojej i Chrisa nowej znajomej – zauważyłam, że ten zrozumiał o kogo chodzi.
- Czyli komu?
- Zobaczysz – ucięłam rozmowę i biegłam ile sił w nogach. Kiedy dobiegliśmy do rzeki zobaczyliśmy jak kilkunastu całkiem młodych ludzi próbuje pokonać sześć dziwnych stworów. Nie dostrzegłam nigdzie Amy pewnie jest gdzieś w tyle.
- Co to jest? - zapytał zdziwiony Percy.
- Nie wiem, jedyne co wiem to to, że musimy im pomóc – powiedziałam i podeszłam bliżej rzeki. Ani stwory ani ludzie jeszcze nas nie zauważyli. Chłopcy stanęli po obu moich stronach i spojrzeli na mnie.
- To jaki jest plan? - zapytał Chris ściągając rękawiczki.
- Myślę że atak z daleka będzie najlepszy. Ja z Percym tworzymy ostre wodne pociski
i przebijamy dziada a ty Chris spalasz go.
- Jasne – powiedzieli. Zauważyłam w tej chwili jak jeden ze stworów zachodzi od tyłu grupkę ludzi i chce ich zaatakować. Moi towarzysze również to zauważyli. Wyciągnęłam rękę nad rzekę to samo zrobił Percy i poczułam tak bardzo znajome mi już uczucie
w żołądku. Kiedy nakierowaliśmy swoje dłonie na potwora ten został przebity gradem wodnych strzał i stanął w płomieniach. Krzyczał był to potworny wrzask, miotał
się na wszystkie strony po czym rozleciał się znikając w nicości. Niestety
 nie zauważyliśmy wielkiego stwora wyglądającego jak wielki budynek, który skradał
 się do nas. Nagle wyskoczyła przed nami Amy we własnej osobie.
- Oriana, co Ty tu robisz? – zerknęła na mnie. Już wyobrażałam sobie jak nas to zgniata.
- Amy…- jęknęłam.
- Nie ma, Amy, tłumacz mi się lepiej – odpowiedziała wystawiając rękę, kiedy
go dotknęła ten zniknął, zniszczyła stwora samą dłonią samym dotykiem, niesamowite – jeju, czy one zawsze muszą tak wrzeszczeć? – skrzywiła się na donośny wrzask potwora.
- Amy! – krzyknął jakiś facet lecąc na skrzydłach?!
- Żyję! – Amy pomachała mu, a ten wylądował tuż obok niej.
- Co to za dzieciaki?- powiedział ostro i wbił swój wzrok we mnie.
- Zapomnij, jest nieletnia.
- Amy, ja nie – skrzydlaty zmieszał się – sprawdzam, czy na mnie patrzysz.
- To Twoje zadanie, żeby mnie ochraniać tygrysie, ty masz patrzeć na mnie – mruknęła do niego Amy. Chyba bardzo dobrze się znają.
- Ori, poczekajcie chwilę – spojrzała na mnie – Seth, pilnuj ich – i po chwili już jej nie było pobiegła wyciągając miecz i rozwalając resztę stworów dosłownie w parę sekund,
po czym pojawiła się koło nas naładowana elektrycznością.
- Dobra, teraz słucham – uśmiechnęła się do mnie ciepło – przyznaj się, że się stęskniłaś rybko.
- Wow – wypsnęło się Percy'emu rozładowując napięta sytuację. Mój brat patrzył
 na Amy z podziwem w oczach. Wielki facet zauważając to stanął szybko obok dziewczyny przyjmując groźną postawę.
- To Seth – Amy wskazała na mężczyznę stojącego obok niej, który nadal miał groźny wyraz twarzy – Seth, to Oriana, Chris i… my się jeszcze nie znamy, nazywam się Amy – podała rękę Percy'emu jednak ten jakby nie kontaktował z rzeczywistością. No cóż musiałam podjąć drastyczne kroki szczególnie że Amy była od niego dużo starsza,
a w obozie czekała na niego ukochana. Zamachnęłam się i wbiłam mu w żebra swój łokieć. Jęknął przeciągle wyrwany ze świata marzeń.
- Annabeth – szepnęłam do niego. Musiałam mu przypomnieć kogo kocha.
- Co? – wymamrotał Percy rozcierając bolące miejsce – aahh, jestem Percy – wydusił
 z siebie już w pełni obudzony.

- Oriano należy Ci się lanie i to tęgie, nie możesz tak wbiegać na pole walki, a jakby Wam się coś stało? – Amy spojrzała na mnie z troska w oczach i przytuliła mnie mocno.
- Miałam wizję – przełknęłam ślinę zauważając groźny wzrok Setha – martwiłam się, musiałam pomóc, mogłaś nie zdążyć – powiedziałam chcąc się usprawiedliwić.



5. Władca Piekieł

Amy

- Tu jesteś, a ja Cie wszędzie szukam, moja droga – uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy, ucieszyłam się na jego widok i przywitałam serdecznie.
- Abe, długo na mnie czekasz? – podeszłam do niego i wzięłam za rękę, wpatrywałam się w jego zielone oczy i byłam najszczęśliwsza, a on uśmiechnął się do mnie – gniewasz się?
- Jakbym mógł, słońce mojego istnienia,  kim są Twoi przyjaciele?
- Dosiądź się do nas – kiedy to powiedziałam Abaddon odsunął mi krzesło i przysunął kiedy siadałam, Chris przyglądał się temu gestowi i uśmiechnął pod nosem, ukradkiem zerkając na Orianę.
- Ta ciemnowłosa piękność to Oriana, a to jej zdolny chłopak Chris – wolałam nie próbować nazywać go pełnym imieniem, nie wiedziałam czy to lubi, a nie ładnie było podpaść na początku znajomości.
- Nazywam się Abaddon – spojrzał na przyglądającą mu się Orianę – wiesz, mała schlebiasz mi, ale jestem zajęty, trochę się spóźniłaś – spojrzał na mnie znacząco i się  uśmiechnął – wiem, że jestem pociągający, ale masz fajnego chłopaka, więc się go trzymaj – puścił do niej oczko.
- Abe, przestań jeszcze pomyśli, że ty tak na poważnie – roześmiał się i pogłaskał mnie po policzku.  Nie rozumiałam jednego, tak bardzo za nim tęskniłam, że zaczynałam kiedy był blisko, a za chwilę miał zniknąć w portalu, nigdy wcześniej tak się nie czułam. Nie chciałam jednak by onieśmielał naszych gości.
- Postaram się być grzeczny, moja droga nie żyw do mnie urazy – skinął głową – to wszystko z miłości do mojej królowej – puścił oczko do Oriany, a Chris się uśmiechnął.
- Abaddon nie jest zwykłym śmiertelnikiem, jest… tylko nie panikujcie – Abe przewrócił oczami – Władca Piekła – czekałam na ich reakcję, miałam nadzieję, że nie wezmą mnie za wariatkę – możecie przy nim mówić o wszystkim, mam nadzieję, że się go nie boicie – wpatrywali się w nas normalnie, jakby usłyszeli informację o pogodzie, wiele w życiu widzieli, ciągle o tym zapominałam.
- Może my niedługo też postaramy się o taka naszą małą Orianę – mruknął Abaddon
i przytulił mnie lekko, kobiety w kawiarni wpatrywały się w niego urzeczone, a we mnie z niechęcią.
- Zapomnij…
- Będę Cię kusił – uśmiechał się i droczył ze mną dalej.
- Próbuj.
- Kochać mnie tez nie chciałaś – wyszczerzył się – mam szansę.
- Pobieramy się – sprostowałam i uśmiechnęłam się – stąd taka rozmowa.
- Wygląda sympatycznie – zaczęła Oriana – dostojnie i niezwykle mrocznie – łechtając ego mojego narzeczonego – nie boimy się.
- Bo Ty jesteś z nami – dorzucił Chris, załapał o co chodzi, a ja się uśmiechnęłam.
- Bez niej mielibyście przerypane – uśmiechnął się Abaddon.
- Naturalnie kochanie, naturalnie – puściłam oko do Oriany, widziałam jednak, ze coś ją trapi, przyglądała się nam i martwiła, czy mi się tylko wydawało. Nie, nie wydawało mi się, poprawiła nerwowo włosy i znowu przygryzła delikatnie wargę.
- Ori, cos nie tak? – spojrzałam na nią z troską.
- Widziałam coś i nie wiem, czy to Twoja przyszłość czy tylko fałszywa wizja, nadal nie rozgryzłam tego daru, nie chcę Cię martwic, ale widziałam jak umarłaś w jego ramionach – zasmuciła się dziewczyna, spojrzeliśmy zmartwień i z Abaddonem na siebie.
- Ori,  chcę, żebyś pomyślała o tym co widziałaś, nie blokowała się, a ja to zobaczę, nie bój się – złapałam ja za rękę – ufasz mi?
- Chyba tak, zróbmy to – była zdecydowana, przymknęłam oczy i się skupiłam, starałam się być bardzo delikatna by nie przysporzyć dziewczynie bólu, zobaczyłam jej wizję, dotyczyła mnie zabijanej przez Lilith, oglądała ten dzień, w którym zginął Thunder, tyle mi wystarczyło, szybko zabrałam rękę – Lilith – powiedziałam do Abaddona, a on głośno odetchnął – zobaczyłaś niedawną przeszłość, to już miało miejsce, jesteś bardzo zdolna.
- Ale jak to miało miejsce, umarłaś? – zdziwiła się dziewczyna.
- Tak, jakby ci to wyjaśnić, byłam w drodze w inne miejsce, kiedy przyjaciel, o którym wam opowiadałam sprowadził mnie z powrotem w ten sposób – w moich oczach rozbłysnęły błyskawice.
- Wow, to było niezłe – powiedział z podziwem Chris.
- Jak kiedyś przyprowadzicie do mnie Thalię, mogę ją tego nauczyć – uśmiechnęłam się.
- Lepiej, żeby Thalia tego nie umiała – powiedział Chris, a ja się uśmiechnęłam.
- To znaczy, że mogę zobaczyć przyszłość i przeszłość – zamyśliła się Oriana.
- Byłoby dobrze, gdybyś nauczyła się  odróżniać takie wizje – powiedział Chris.
- Nauczy się, na wszystko potrzeba czasu – podsumował Abaddon i pocałował mnie w rękę.
Do naszego stolika podszedł kelner, nachalnie wpatrując się we mnie, co nie spodobało się, obejmującemu mnie Abaddonowi.
- Czy mogę w czymś jeszcze służyć? – uśmiechnął się.
- Kochanie, musimy wybrać obrączki – rzucił zazdrosny Abe, a mnie zachciało się śmiać.
- Pójdziemy, poproszę dwie czekolady dla moich przyjaciół i rachunek – uśmiechnęłam się do Abaddona, a kelner nie był zachwycony.  Przyniośł dwa duże kubki gorącej czekolady, a ja uregulowałam rachunek.
- Będziemy się zbierać, miło było Was poznać Oriano i Chrisie, uważajcie mi na siebie, jeśli będziecie czegoś potrzebować, wiecie gdzie mnie znaleźć – przytuliłam Orianę, czułam do niej sympatię jak do siostry, której nigdy nie miałam. Podałam dłoń Chrisowi, miał silny uścisk.
- Przytuliłabym cię, ale nam nie wypada, Twoja dziewczyna stoi tuż obok i mój narzeczony, byliby zazdrośni – uśmiechnęliśmy się do siebie porozumiewawczo.
- Uważaj na siebie Amy, może kiedyś się jeszcze spotkamy – powiedziała Oriana, Abaddon pożegnał się z nimi.
- Tez tak myślę, byłoby fajnie, udanej randki – uśmiechnęłam się, Abaddon pomógł mi założyć płaszcz i wyszliśmy przed kawiarnię, czekał na nas portal do jego pałacu – myślałam, że wybieramy obrączki.
- Wybieramy, ale u mnie, mam ci coś ciekawego do zaproponowania – pocałował mnie namiętnie i przeprowadził przez portal.

Oriana
- Tu jesteś, a ja Cie wszędzie szukam, moja droga – powiedział uśmiechając
się i wpatrując w Amy. Kogoś on mi przypominał, ale kogo... No tak to ten mężczyzna z mojej wizji... Nie wiem czy mogę tak to nazwać. To w jego ramionach umarła Amy. Przyglądałam mu się cały czas.
- Abe, długo na mnie czekasz? – powiedziała czułym głosem brązowowłosa, podeszła do niego i wzięła go za rękę. Wydawała się teraz taka szczęśliwa jakby nic innego nie widziała tylko tego mężczyznę. Jakby on był całym jej światem, życiem – gniewasz się?
- Jakbym mógł, słońce mojego istnienia, kim są Twoi przyjaciele? - zapytał wskazując na nas.
- Dosiądź się do nas – kiedy to powiedziała czarnowłosy odsunął jej krzesło i przysunął kiedy siadała.
- Ta ciemnowłosa piękność to Oriana, a to jej zdolny chłopak Chris – przedstawiła nas.
- Nazywam się Abaddon – popatrzył na mnie– wiesz, mała schlebiasz mi, ale jestem zajęty, trochę się spóźniłaś – spojrzał na Amy i się uśmiechnął – wiem, że jestem pociągający, ale masz fajnego chłopaka, więc się go trzymaj – puścił do mnie oczko. Zarumieniłam się z zażenowania.
- Abe, przestań jeszcze pomyśli, że ty tak na poważnie – Abaddon roześmiał się.
- Postaram się być grzeczny, moja droga nie żyw do mnie urazy – zwrócił się do Amy,
a następnie do nas – to wszystko z miłości do mojej królowej – ponownie puścił do mnie oczko, a Chris się uśmiechnął.
- Abaddon nie jest zwykłym śmiertelnikiem, jest… tylko nie panikujcie – Abaddon przewrócił oczami na co się zaśmiałam – Władcą Piekła – zamilkła i wpatrywała
się w nas chyba czekając na nasza reakcję. Cóż szczerze to nas to chyba nie zdziwiło. Wokół nas od dawna dzieją się różne dziwne rzeczy to dodatkowe kilka nie robią nam różnicy – możecie przy nim mówić o wszystkim, mam nadzieję,
że się go nie boicie – bać się go? Nie może być gorszy od Kronosa o nie...
- Może my niedługo też postaramy się o taka naszą małą Orianę – mruknął Abaddon
 i przytulił Amy, rozejrzałam się po kawiarni zauważając że wszystkie kobiety wpatrują się w niego urzeczone natomiast w Amy nienawistnie.
- Zapomnij…
- Będę Cię kusił.
- Próbuj – wydawało się jakbyśmy byli teraz na meczu ping ponga raz patrzyliśmy na Amy raz na Abbadona gdy mówili.
- Kochać mnie też nie chciałaś – wyszczerzył się – mam szansę.
- Pobieramy się – wyjaśniła nam i uśmiechnęła się – stąd taka rozmowa.
- Wygląda sympatycznie – zaczęłam spoglądając na Amy – dostojnie i niezwykle mrocznie – łechtałam chyba jego ego – nie boimy się.
- Bo Ty jesteś z nami – dorzucił Chris.
- Bez niej mielibyście przerypane – udawał groźnego Abaddon.
- Naturalnie kochanie, naturalnie – Amy puściła mi oczko. Cały czas zastanawiałam się czy powiedzieć jej o mojej wizji? A jeżeli ona nie była prawdziwa, a może... nie wiem czy chce ją martwić. Poprawiłam włosy i przegryzłam wargę. Kiedyś chyba ją sobie odgryzę.
- Ori, coś nie tak? – spojrzała na mnie z troską.
- Widziałam coś i nie wiem, czy to Twoja przyszłość czy tylko fałszywa wizja, nadal nie rozgryzłam tego daru, nie chcę Cię martwic, ale widziałam jak umarłaś w jego ramionach – zasmuciłam się, Amy spojrzała na Abbadona, a ten na nią.
- Ori, chcę, żebyś pomyślała o tym co widziałaś, nie blokowała się, a ja to zobaczę, nie bój się – złapałam mnie za rękę – ufasz mi?
- Chyba tak, zróbmy to – byłam zdecydowana. Skupiłam się na obrazie który widziałam. Na momencie w którym umarła w jego ramionach. Starałam się nic nie blokować, pokazać jej wszystko co widziałam.
– Lilith – powiedziała do Abaddona, a on głośno odetchnął – zobaczyłaś niedawną przeszłość, to już miało miejsce, jesteś bardzo zdolna – pochwaliła mnie.
- Ale jak to miało miejsce, umarłaś? – zdziwiłam się nic nie rozumiejąc.
- Tak, jakby ci to wyjaśnić, byłam w drodze w inne miejsce, kiedy przyjaciel, o którym wam opowiadałam sprowadził mnie powrotem w ten sposób – w jej oczach rozbłysnęły błyskawice.
- Wow, to było niezłe – powiedział zachwycony Chris.
- Jak kiedyś przyprowadzicie do mnie Thalię, mogę ją tego nauczyć – uśmiechnęła się.
- Lepiej, żeby Thalia tego nie umiała – powiedział Chris na co się zaśmiałam wiedziałam o co mu chodzi. Znając Thalię straszyła by tym każdego.
- To znaczy, że mogę zobaczyć przyszłość i przeszłość – zamyśliłam się. Może to dobrze, że to potrafię. Muszę nauczyć się kontroli nad tym darem.
- Byłoby dobrze, gdybyś nauczyła się odróżniać takie wizje – powiedział do mnie Chris.
- Nauczy się, na wszystko potrzeba czasu – podsumował Abaddon i pocałował Amy w rękę. Do stolika podszedł ten sam kelner co po wejściu do kawiarni zatrzymał Amy.
- Czy mogę w czymś jeszcze służyć? – zapytał usłużnie.
- Kochanie, musimy wybrać obrączki – rzucił Abbadon wyglądając na zazdrosnego.
- Pójdziemy, poproszę dwie czekolady dla moich przyjaciół i rachunek – uśmiechnęła się do Abaddona czym kelner nie był zachwycony. Pewnie mu się spodobała i zobaczył, że nie ma szans. Kelner po chwili przyniósł dwa duże kubki gorącej czekolady, a Amy uregulowała rachunek. Czym raczej nie byliśmy zadowoleni, ale woleliśmy się nie wykłócać.
- Będziemy się zbierać, miło było Was poznać Oriano i Chrisie, uważajcie mi na siebie, jeśli będziecie czegoś potrzebować, wiecie gdzie mnie znaleźć – wstaliśmy od stołu. Amy przytuliła mnie, a Chrisowi podała dłoń.
- Przytuliłabym cię, ale nam nie wypada, Twoja dziewczyna stoi tuż obok i mój narzeczony, byliby zazdrośni – uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.
- Uważaj na siebie Amy, może kiedyś się jeszcze spotkamy – powiedziałam. Abaddon pożegnał się z nami uściskiem dłoni.
- Też tak myślę, byłoby fajnie, udanej randki – uśmiechnęła się do nas. Abaddon pomógł jej założyć płaszcz po czym wyszli z kawiarenki. Spojrzałam na Chrisa który mi się przyglądał.
- To chyba nici z zakupów – zaśmiałam się.
- Tak, dzisiaj mamy randkę – złapał mnie za dłoń – na zakupy pójdziemy jutro.
- Dowiedzieliśmy się dzisiaj kilku nowych rzeczy – uśmiechnęłam się – całkiem ciekawa z nich była para.

- Też tak myślę – Chris uśmiechnął się do mnie. Wyjrzeliśmy przez okienko kawiarni wprost na ruchliwą ulicę. Wtuliłam się w chłopaka. Na dworze zaczął padać słaby jesienny deszczyk.

4. Gorąca czekolada


Amy

- Dobrze, moja nowa koleżanko – zdjęłam płaszcz – możesz mnie pytać o co tylko chcesz, nie krępuj się, nie gryzę i chyba nie jestem, aż taka straszna, co? Wcinaj, mają dobre ciasta, czasem tu grzeszę, jeśli wiesz co mam na myśli – uśmiechnęłam się do niej i napiłam gorącej czekolady. Podsunęłam jej moja odznakę, może teraz się dziewczyna ośmieli? Przyglądała się jej uważnie, analizowała napisy i podsunęła mi ją z  powrotem.
- Na prawdę mogę? – przygryzła wargę, jakby wciąż ze sobą walczyła.
- Co w tym dziwnego? – uśmiechnęłam się – pytaj, od tego jestem.
- Co to za odznaka? – zapytała w końcu jedząc pierwszy kawałek ciasta.
- Należę do strażników, zobacz – wskazałam małej, najwyższy budynek widoczny z tej części miasta – tam mieszkam, moim zadaniem jest ochrona ludzi i świata przed takimi różnymi… stworami, demonami, bezdusznymi, wampirami, kto wie przed kim jeszcze – uśmiechnęłam się do niej.
- To one istnieją?! – zdziwiła się zielonooka.
- Yhy, tak samo jak ten mityczne stwory, o ile dobrze zrozumiałam. Nie przejmuj się, kilka lat temu też nie miałam o tym zielonego pojęcia i ciągle się uczę.
- Kim tak właściwie jesteś? Kto jest Twoim ojcem? – rozkręciła się z pytaniami dziewczyna, zastanawiałam się dlaczego dopytuje tak o ojca, ale może w jej przypadku to bardziej pokręcona sprawa, w końcu …Posejdon, chyba, że się przesłyszałam.
- Jestem Wybraną, moim ojcem jest ciemność, a matką światło, wiem, że brzmi to niedorzecznie, walczę i umieram, tak ma być bez końca, tak przypuszczam.
- Ale jak ciemność? Taka prawdziwa ciemnista ciemność? – zainteresowała się dziewczyna.
- Coś w tym stylu, pradawna istota potężna, na ziemi używa imienia Drake, jakiś czas temu się ze mną spotkał po raz pierwszy, byłam adoptowana, a potem porzucona, trochę się tułałam, w końcu musiałam nauczyć się radzić samej w tym świecie.
- Rozumiem, w takim razie nie pochodzisz od nas – zamyśliła się mała.
- Jakich nas?
- Półbogów – odpowiedziała jakby to było normalne, w sumie ja i ciemność, czego się czepiam.
- Nic z tego nie rozumiem, zdradzisz mi jak masz na imię czy będę zbyt wścibska?
- Jestem Oriana, moim ojcem jest Posejdon jak słyszałaś, greccy bogowie istnieją, tak samo jak Empuzy i tym podobne potwory.
- Jest was więcej? Jak sobie radzicie? – zaciekawiłam się – i jak… no wiesz? Bóg i mmm Twoja mama – zmieszałam się.
- Wiesz, kiedy tata kocha mamusie – zaczęła z błyskiem w oczach, a ja skrzywiłam się, nie o to mi chodziło – jest nas trochę, więcej niż zapewne przypuszczasz. Moja mama i tata poznali się, a potem wiesz… urodziłam się ja i mój brat,  Thalia, o której ci wspomniałam jest córką Zeusa.
- Niesamowite, ale tez pewnie niebezpieczne, świetnie sobie poradziłaś z tą poczwarą – upiłam czekolady – jestem pod wrażeniem.
- Tak myślisz? – zdziwiła się Oriana, pewnie nie przywykła do tego, że ktoś ją ocenia i obserwuje kiedy walczy, w moim świecie to norma.
- Pewnie, że tak, jestem z Ciebie dumna, nie masz lekko, a jesteś taka młodziutka, ile masz lat? Mieszkasz w okolicy? Jeśli nie, mogę Cię gdzieś podwieźć.
- Nie, w zasadzie czekam na kogoś i jak zwykle się spóźnia, mięliśmy się udać na małe zakupy, ale nieco się opóźniły moje plany, zaatakowała mnie Empuza, poznałam Ciebie.
- Świat jest dziwniejszy niż Ci się wydawało, co? – uśmiechnęłam się, sięgnęłam do kieszeni płaszcza i podałam Orianie rękawiczki, była takim zmarzluchem, że na pewno jej się przydadzą – weź, widzę, że nie lubisz chłodu. Będziesz miała małą pamiątkę po naszej gorącej czekoladzie.
- Dziękuję, a ty nie zmarzniesz?
- Spokojnie, rzadko ich używam – uśmiechnęłam się, Oriana podniosła się i zerknęła w witrynę sklepową na młodego chłopaka, chyba na niego czekała.
- Czekałam na niego, zawołam go, dobrze? – wychodziła przed kawiarnię, a ja podeszłam i zamówiłam dla naszego gościa ciasto oraz czekoladę, które postawiłam przed nim, kiedy siadał. Ale był zdziwiony.
- To Twój chłopak?
- Tak – zarumieniła się dziewczyna.
- Niezłe ciacho – uśmiechnęłam się serdecznie, widziałam jego zmieszane spojrzenie, więc się roześmiałam i podałam mu dłoń- wybacz, jestem Amy, po prostu nie mogłam się powstrzymać, fajna z was para.
- Chris, dzięki za poczęstunek – powiedział lekko zmieszany i objął Orianę.
- Więc długo jesteście razem?-  nie mogłam nie zadać tego pytania.
- Amy – jęknęła zmieszana Oriana, tak była słodka kiedy się rumieniła.
- Niecałe dwa miesiące- powiedział dumnie Chris – mam nadzieję, że do końca życia – dodał i przytulił dziewczynę- Więc jak się poznałyście? – zapytał ciekawy chłopak.
- Wiesz cóż to trochę zabawna historia – powiedziała Oriana.
- Życzę Wam tego, by to było do końca życia, tak jak sobie wymarzycie – wolałam nie zabierać głosu na temat naszego poznania, ponieważ nie wiedziałam ile wiedział chłopak, zauważyłam, że przygląda się mojemu mieczowi. Nieźle, wychodzę w jego oczach na rzeźnika – chcesz zobaczyć mój miecz? - wiedziałam, że kiedy mu to zaproponowałam rozbłysnęły mu oczy, przełykał kawałek ciasta. Złapał miecz Thundera bez najmniejszego problemu, precyzyjnie mu się przyglądał i oceniał każdą jego część. Zupełnie jakby znał się na rzeczy, coś mi mówiło, że ten młodzian mnie zaraz zaskoczy jakąś analizą.
- Ciekawy miecz, duży i ciężki typowo męski wytrzymały i twardy wykonany z kilku różnych metali dobrze przewodzący elektryczność...- zaskoczył mnie jak przypuszczałam, był dobry.
- Znasz się na tym?
- Trochę – odpowiedział tylko i wrócił do konsumpcji ciastka.
- Chyba nie trochę, trochę to ja się znam.
- Chris jest synem boga kowali Hefajstosa, doskonale się na tym zna – uśmiechnęłam się Orianna chwaląc go – sam zrobił nawet dla mnie broń.
- Naprawdę? Ten miecz?
- Niee ,  Agapo – w jej dłoni pojawił się ostrze – ten sztylet.
- Mogę go zobaczyć?
- Pewnie –Przyglądałam mu się przez chwile obracając w dłoniach, był fenomenalny, chłopak był zdolny. Widziałam, że Chris zdziwił się, kiedy Oriana opowiedziała mi o jego ojcu, pewnie nie mają za wielu przyjaciół, z którymi mogą o tym pogadać, a nie są półbogami – Ona jest trochę do nas podobna jednak nie w półboskim sensie, trudno to zrozumieć – czarnowłosa szepnęła coś chłopakowi, nie miałam nic przeciwko temu - Kiedy na ciebie czekałam to ona starała się mnie obronić przed Empuzą- chciała bym to usłyszała, pewnie się obawiała, że mogłabym się obrazić, albo myśleć, że coś kombinują.
- Rozumiem – kiwnął głową i uśmiechnął się Chris.
- Ojciec musi być, z ciebie dumny, szkoda, że nie znacie Ragnara, jest specem od robienia broni, wykonał ten, należał do mojego drogiego przyjaciela, walcząc nim pomagam mu dotrzymać jego obietnicy – uśmiechnęłam się. Byłam zadowolona ze znajomości z moimi nowymi przyjaciółmi,  nie zauważyłam kiedy do kafejki wszedł mężczyzna, zwrócił powszechną uwagę, ubrany był w  jasną koszulę rozpiętą pod szyją,  podwinięte rękawy, włożył ręce do kieszeni, miał czarne spodnie, wyglądające jakby były skórzane i eleganckie czarne buty.

Oriana

- Dobrze, moja nowa koleżanko – zdjęła płaszcz wieszając go na oparciu krzesła – możesz mnie pytać o co tylko chcesz, nie krępuj się, nie gryzę i chyba nie jestem, aż taka straszna, co? Wcinaj, mają dobre ciasta, czasem tu grzeszę, jeśli wiesz co mam na myśli – posłała mi pogodny uśmiech po czym napiła się czekolady. Popatrzyła na mnie i podsunęła coś w moją stronę. Czy to była jakaś odznaka? Przyjrzałam jej się uważnie widniał na niej napis Guardians, hmm ona jest jakimś strażnikiem? Ale czego i co robi? Podsunęłam odznakę w jej stronę.
- Na prawdę mogę? – przegryzłam wargę, zawsze tak robiłam kiedy się wahałam.
- Co w tym dziwnego? – uśmiechnęła się promiennie – pytaj, od tego jestem.
- Co to za odznaka? - niepewnie spróbowałam ciasta.
- Należę do strażników, zobacz – wskazała mi wysoki budynek widoczny z okna kafejki – tam mieszkam, moim zadaniem jest ochrona ludzi i świata przed takimi różnymi… stworami, demonami, bezdusznymi, wampirami, kto wie przed kim jeszcze – uśmiechnęłam się.
- To one istnieją?! – zdziwiłam się... Mityczne potwory to jedno ale wampiry, jakieś bezduszne, demony to już co innego.
- Yhy, tak samo jak ten mityczny stwór, o ile dobrze zrozumiałam. Nie przejmuj się, kilka lat temu też nie miałam o tym zielonego pojęcia i ciągle się uczę.
- Kim tak właściwie jesteś? Kto jest Twoim ojcem? – musiałam się tego dowiedzieć.
- Jestem Wybraną, moim ojcem jest ciemność, a matką światło, wiem, że brzmi to niedorzecznie, walczę i umieram, tak ma być bez końca, tak przypuszczam.
- Ale jak ciemność? Taka prawdziwa ciemnista ciemność? – szczerze zainteresowałam się.
- Coś w tym stylu, pradawna istota potężna, na ziemi używa imienia Drake, jakiś czas temu się ze mną spotkał po raz pierwszy, byłam adoptowana, a potem porzucona, trochę się tułałam, w końcu musiałam nauczyć się radzić samej w tym świecie – powiedziała starając się wyjaśnić mi jak najwięcej.
- Rozumiem, w takim razie nie pochodzisz od nas – zamyśliłam się.
- Jakich nas? - teraz to ona się zdziwiła.
- Półbogów – odpowiedziałam najspokojniej jak potrafiłam.
- Nic z tego nie rozumiem, zdradzisz mi jak masz na imię czy będę zbyt wścibska?
- Jestem Oriana, moim ojcem jest Posejdon jak słyszałaś, greccy bogowie istnieją, tak samo jak Empuzy i tym podobne potwory – teraz to ja starałam jej się wyjaśnić sytuację jak najprościej. 
- Jest was więcej? Jak sobie radzicie? – zaciekawiła się – i jak… no wiesz? Bóg i mmm Twoja mama – zmieszała się niepewnie spoglądając na mnie.
- Wiesz, kiedy tata kocha mamusie – zaczęłam uśmiechając się pod nosem jednak kiedy spostrzegłam, że moja towarzyska się krzywi zaprzestałam i wyjaśniłam już normalnie – jest nas trochę, więcej niż zapewne przypuszczasz. Moja mama i tata poznali się, a potem wiesz… urodziłam się ja i mój brat, Thalia, o której ci wspomniałam jest córką Zeusa.
- Niesamowite, ale też pewnie niebezpieczne, świetnie sobie poradziłaś z tą poczwarą – napiła się czekolady – jestem pod wrażeniem.
- Tak myślisz? - dostać komplement od obcej kobiety, całkiem miłe uczucie.
- Pewnie, że tak, jestem z Ciebie dumna, nie masz lekko, a jesteś taka młodziutka, ile masz lat? Mieszkasz w okolicy? Jeśli nie, mogę Cię gdzieś podwieźć – Amy rozkręciła się już chyba na dobre.
- Nie, w zasadzie czekam na kogoś i jak zwykle się spóźnia, mięliśmy się udać na małe zakupy, ale nieco się opóźniły moje plany, zaatakowała mnie Empuza, poznałam Ciebie.
- Świat jest dziwniejszy niż Ci się wydawało, co? – uśmiechnęła się sięgając do kieszeni i podając mi rękawiczki, czarne z wielką wyhaftowaną „G” na środku – weź, widzę, że nie lubisz chłodu. Będziesz miała małą pamiątkę po naszej gorącej czekoladzie.
- Dziękuję, a ty nie zmarzniesz?
- Spokojnie, rzadko ich używam – uśmiechnęła się do mnie. Wyjrzałam przez okno
 i podniosłam się dostrzegając moją zgubę.
- Czekałam na niego, zawołam go, dobrze? - wyszłam przed kawiarnię i podeszłam
do Chrisa nawet nie zauważając że nie mam na sobie kurtki – Chris, hej – uśmiechnęłam się do niego.
- Oriana!? - wykrzyknął – czemu nie masz kurtki nie jest ci zimno? A tak w ogóle wiesz przep...
- Zostawiłam w kawiarni – powiedziałam zmieszana – nie przepraszaj to było do przewidzenia – cmoknęłam go w policzek – chodź poznasz kogoś – pociągnęłam go w stronę kawiarni i posadziłam przy stoliku. Amy postawiła przed nim talerz z ciastem i szklankę czekolady. Zauważyłam że bardzo go to zdziwiło zupełnie tak jak mnie.
- To Twój chłopak? - zapytała bez ogródek.
- Tak – zarumieniłam się lekko.
- Niezłe ciacho – uśmiechnęła się serdecznie, zauważając zmieszane spojrzenie Chrisa roześmiała się i podała mu dłoń - wybacz, jestem Amy, po prostu nie mogłam się powstrzymać, fajna z was para.
- Chris, dzięki za poczęstunek – powiedział chłopak i objął mnie ramieniem przyciągając do siebie. Wiedział że nie lubię zimna dlatego zawsze mnie ogrzewał, lubię kiedy to robi.
- Więc długo jesteście razem? - zapytała siadając prze stoliku.
- Amy – jęknęłam i spojrzałam na nią.
- Niecałe dwa miesiące – odpowiedział Chris – mam nadzieję że do końca życia – mocniej mnie przytulił.
- To Twój chłopak? - zapytała bez ogródek.
- Tak – zarumieniłam się lekko.
- Niezłe ciacho – uśmiechnęła się serdecznie, zauważając zmieszane spojrzenie Chrisa roześmiała się i podała mu dłoń - wybacz, jestem Amy, po prostu nie mogłam się powstrzymać, fajna z was para.
- Chris, dzięki za poczęstunek – powiedział chłopak i objął mnie ramieniem przyciągając do siebie. Wiedział że nie lubię zimna dlatego zawsze mnie ogrzewał, lubię kiedy to robi.
- Więc długo jesteście razem? - zapytała siadając prze stoliku.
- Amy – jęknęłam i spojrzałam na nią.
- Niecałe dwa miesiące – odpowiedział Chris – mam nadzieję, że do końca życia – mocniej mnie przytulił – Więc jak się poznałyście?
- Wiesz cóż to trochę zabawna historia – powiedziałam uśmiechając się na to wspomnienie.
- Życzę Wam tego, by to było do końca życia, tak jak sobie wymarzycie – powiedziała szybko dziewczyna - chcesz zobaczyć mój miecz? - zwróciła się do Chrisa, który ochoczo przystał na jej propozycję. Wiedziałam, że on uwielbia oglądać bronie i analizować je dlatego nawet się nie zdziwiłam. Amy wyciągnęła i padała mu ostrze, które dzielnie złapał. Uniósł je na wysokość oczu i przejechał delikatnie palcami po ostrzu przyglądając mu się z ciekawością. Wszystko oglądał z bardzo profesjonalną dokładnością... Trzon, jelec, traszkę, widziałam ten błysk w jego oczach. Oglądał głownię zauważyłam, że analizuję z czego jest zrobiona. Uśmiechnął się pod nosem obracając go w dłoniach po czym oddał go Amy.
- Ciekawy miecz, duży i ciężki, typowo męski, wytrzymały i twardy, wykonany z kilku różnych metali dobrze przewodzący elektryczność... - swoją wypowiedzią najprawdopodobniej zaskoczył dziewczynę bo wpatrywała się w niego nieodgadnionym wzrokiem.
- Znasz się na tym?
- Trochę – odpowiedział tylko i wrócił do konsumpcji ciastka.
- Chris jest synem boga kowali Hefajstosa, doskonale się na tym zna – uśmiechnęłam się chwaląc go – sam zrobił nawet dla mnie broń.
- Naprawdę? Ten miecz?
- Niee – pokręciłam głową – Agapo – w mojej dłoni pojawiło się ostrze – ten sztylet.
- Mogę go zobaczyć? - zapytała wpatrując się w sztylet.
- Pewnie – podałam go jej. Przyglądała mu się przez chwile obracając w dłoniach. Widziałam zdziwione spojrzenie Chrisa, nie dziwie mu się w końcu powiedziałam praktycznie obcej kobiecie kim jest jego ojciec – Ona jest trochę do nas podobna jednak nie w półboskim sensie – uśmiechnęłam się wyjaśniając mu – trudno to zrozumieć – zaśmiałam się z zakłopotania – myślę, że można jej zaufać – szepnęłam mu na ucho – Kiedy na ciebie czekałam to ona starała się mnie obronić przed Empuzą – powiedziałam już nieco głośniej.
-Rozumiem – kiwnął głową i uśmiechnął się. Nagle do naszego stolika podszedł mężczyzna w jasnej koszuli z podwiniętymi rękawami i ciemnych spodniach. Ręce chował w kieszeni.

3. Kim jesteś?

Amy

- Mogę zobaczyć to cudo? – wskazałam na jej miecz.
- Jasne – odpowiedziała zaskoczona.
- Potrzymaj – podałam jej w zamian miecz Thundera, żeby się nie bała, że zabiorę jej ostrze, które było takie ważne, zapomniałam jednak o istotnym szczególe, a mianowicie o ciężarze. Dziewczynę wbiło w posadzkę nim zdarzyłam zareagować, siedziała
na chodniku wpatrując się we mnie jakbym była jakimś herkulesem.
- Przepraszam Cię najmocniej, gapa ze mnie – odebrałam jej miecz i podałam dłoń, aby pomóc jej wstać – czasami zapominam jaki bywa ciężki, wybacz. Czy Twój miecz wykonał może Ragnar? – zaciekawiłam się i oddałam jej ostrze.  Było mi głupio,
że się tak zagapiłam, dotychczas nie miałam do czynienia z nastolatkami, Maddie była starsza jednak byłam co do niej nadopiekuńcza czasami łapałam się na tym. Postanowiłam nie pytać o jej ojca, ani o to dlaczego jest celem ataków takich dziwnych stworzeń, miała prawo do swoich tajemnic, a ja do swoich.
– Ragnar? A kim do cholery jest jakiś Ragnar?
- Moim przyjacielem, mieszka nieopodal w Little Heven, myślałam, że go znasz. Też potrafi zrobić takie cuda.
Zauważyłam cienką stróżkę krwi płynącą po jej ręce, ta wredna wrzeszcząca małpa zrobiła jej krzywdę, zmarszczyłam brwi.  Złapałam ją za rękę i uśmiechnęłam się, aby jej nie wystraszyć, przymknęłam oczy. Zajęłam się jej obrażeniami, mogłam chociaż tyle dla niej zrobić, jasne i ciepłe światło emanowało z jej dłoni, by po chwili zagoić ranę. Spojrzałam na nią ciekawa jej reakcji, wiedziałam ile pytań chciała mi zadać, jednak się wahała.
- Na miłość boską, mała po prostu mnie zapytaj – uśmiechnęłam się dodając jej odwagi – masz może ochotę na gorącą czekoladę? Ja stawiam, jest zimno, możesz mnie zapytać
 o co tylko chcesz, a ja będę miała Cię na oku, żeby nic takiego Cię nie spotkało przynajmniej na razie. To jak będzie, skusisz się? – widziałam, że dziewczyna wahała się, przygryzła wargę ponownie.
- Dobrze, chodźmy, Amy nie masz czasem siostry? – odważyła się zapytać, było to trochę dziwne, ale nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- Wiesz, rzadko widuję ojca, prawie wcale, musiałabym go zapytać, ale nic mi o tym nie wiadomo, przynajmniej na razie. Dlaczego pytasz? – objęłam dziewczynę ramieniem
 i prowadziłam w stronę kafejki.
- Znam pewną dziewczynę, która też ciska piorunami – dziwiłam się i przystanęłam
na moment, czyżby znała Lillien?
- Jak się nazywa ta dziewczyna? – zapytałam, przez chwilę miałam wrażenie, że oczy mojej towarzyszki przybrały seledynowy odcień, nie wiedziałam czy to dobrze, czy tez źle. W moim przypadku też bywało różnie, kiedy były jasne emanowałam światłem, kiedy robiły się czarne jak smoła ciemność przejmowała kontrolę i nie było nadziei dla nikogo. Kiedy nie odpowiadała dłuższą chwilę, postanowiłam ponowić moje pytanie.
- Wszystko w porządku, powiedz mi proszę jak się nazywa ta dziewczyna? – zmartwiłam się trochę, miałam nadzieję, że nie zrobiłam niczego złego, niepewnie cofnęłam rękę, którą ja obejmowałam. Może się wystraszyła, że chcę zrobić jej krzywdę?
- Słońce, nie musisz się mnie obawiać, nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy. Nie jestem
z tych złych – starałam się ją ośmielić – w kawiarni będzie pełno ludzi, nie będziesz sama. Możemy tam nie iść, ale cała się trzęsiesz i zmarzłaś, decyduj – chciałam jedynie, żeby ta dziewczyna przestała się mnie obawiać, była skryta, ze nie wyjawiła mi swojego imienia.
- Chodźmy, faktycznie jest bardzo zimno – dmuchnęła w swoje dłonie usiłując
je rozgrzać, a ja się uśmiechnęłam, była słodka, żałowałam, że nie mam siostry, mogłaby być właśnie taka – Thalia, ta dziewczyna nazywa się Thalia.
- Thalia? Ja znam Lillien, czyli nie mamy wspólnych znajomych, co? – otwarłam drzwi do kawiarni, podszedł do mnie kelner nie był zadowolony z broni, ale kiedy pokazałam mu moja odznakę, kiwnął głową ze zrozumieniem i się nawet uśmiechnął. Patrzył na mnie kokieteryjnie, czyżby mnie podrywał? Litości chcę tylko czekolady, wskazałam koleżance stolik, a sama poszłam dokonać zamówienia.  Wzięłam dla niej kawałek czekoladowego ciasta, może poprawi jej humor, powinna coś zjeść po takiej wojaczce. Postawiłam przed nią talerz z ciastem i wróciłam po czekoladę, przyglądała mi się zdziwiona, miałam nadzieję, że lubi czekoladę. Przyniosłam nam napoje, uśmiechnęłam się do niej, kawiarenka była ciepła i przytulna, czasem lubiłam tutaj wpadać, kiedy byłam zwyczajną dziewczyną czasem lubiłam się tu zaszyć i poczytać książkę, wróć ja nigdy nie byłam zwykłą dziewczyną.

Oriana

- Mogę zobaczyć to cudo? - zapytała wskazując na mój miecz.
- Jasne – odpowiedziałam lekko zaskoczona.
- Potrzymaj – podała mi w zamian swój miecz. Był olbrzymi i przede wszystkim ciężki. Tak ciężki że gdy tylko go przechwyciłam padłam na tyłek pod jego ciężarem. Siedziałam tak wpatrując się w nią. Kim ona do cholery jest? Jakim cudem ona potrafi unieść ten miecz jakby było leciutkim piórkiem?
- Przepraszam Cię najmocniej, gapa ze mnie – odebrała mi miecz i pomogła wstać podając swoją dłoń - czasami zapominam jaki bywa ciężki, wybacz. Czy Twój miecz wykonał może Ragnar?
- Ragnar? A kim do cholery jest Ragnar? - wypowiedziałam swoje myśli na głos.
- Moim przyjacielem, mieszka nieopodal w Little Heven, myślałam, że go znasz. Też potrafi zrobić takie cuda – Little Heven, starałam sobie przypomnieć skąd znam tą nazwę gdy nagle poczułam jak dziewczyna łapie mnie delikatnie za dłoń uśmiechając się przy tym zapewne bym się nie wystraszyła. Nakryła moją krwawiąca dłoń swoją z której po chwili wydobyło się jasne światło. Gdy uwolniła moją dłoń po ranie nie było nawet malutkiego śladu. Co tu się do jasnej ciasnej dzieje? Kto jest jej ojcem, który z bogów może mieć te wszystkie umiejętności. Myślałam intensywnie, ale nic nie wpadało mi do głowy. Może by tak ją zapytać? Zagryzłam delikatnie wargę, nie byłam pewna czy mogę ja o to pytać w końcu nawet się nie znamy.
- Na miłość boską, mała po prostu mnie zapytaj – powiedziała z uśmiechem na twarzy - masz może ochotę na gorącą czekoladę? Ja stawiam, jest zimno, możesz mnie zapytać o co tylko chcesz, a ja będę miała Cię na oku, żeby nic takiego Cię nie spotkało przynajmniej na razie. To jak będzie, skusisz się? - nie wiedziałam czy mogę jej zaufać, możliwe, że Kronos wysłał ją by mnie zmanipulowała na jego stronę, muszę być ostrożna.
- Dobrze, chodźmy Amy, nie masz czasem siostry? - musiałam zadać jej to pytanie możliwe, że Thalia ma rodzeństwo o którym nie wie.
- Wiesz, rzadko widuję ojca, prawie wcale, musiałabym go zapytać, ale nic mi o tym nie wiadomo, przynajmniej na razie. Dlaczego pytasz? - dziewczyna objęła mnie swoim ramieniem i ruszyła w stronę kafejki.
- Znam pewną dziewczynę, która też ciska piorunami – kiedy to powiedziałam musiałam szybko przystanąć. Przed moimi oczami pojawił się straszliwy obraz. Na ziemię z wielką dziurą w klatce piersiowej upadła jakaś dziewczyna. Tą dziewczyną była Amy. Wszędzie było pełno krwi. Amy wyszeptała kilka słów których nie zrozumiałam, obok niej pojawił się jakiś czarnowłosy mężczyzna, szybko koło niej klęknął całując ją w czoło kiedy coś do niego mówiła a następnie dziewczyna przestała się ruszać i oddychać w objęciach tego samego mężczyzny... Umarła?
- Jak się nazywa ta dziewczyna? - usłyszałam jej pytanie. Popatrzyłam w jej stronę ledwo kontaktując z rzeczywistością jednak po paru sekundach wszystko wróciło do normy. O co chodzi z tym obrazem? Czyżby to była przyszłość? Było identycznie jak z Clarisse, obraz jej śmierci... Czy ja naprawdę muszę widzieć tylko jak ktoś umiera?!
- Wszystko w porządku, powiedz mi proszę jak się nazywa ta dziewczyna? - usłyszałam jej kolejne pytanie, w jej głosie pobrzmiewało zmartwienie. Czyżby to o mnie się martwiła? A może ona widziała te oczy... Szlak, muszę nauczyć się nad tym panować. Może ją wystraszyłam? W końcu chyba niecodziennie widuję się jak człowiekowi oczy zmieniają barwę... Popatrzyłam jeszcze raz na nią.
- Słońce, nie musisz się mnie obawiać, nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy. Nie jestem
z tych złych – chyba pomyślała, że mnie wystraszyła – w kawiarni będzie pełno ludzi,
nie będziesz sama. Możemy tam nie iść, ale cała się trzęsiesz i zmarzłaś, decyduj.
- Chodźmy, faktycznie jest bardzo zimno – dmuchnęłam w swoje dłonie próbując
je rozgrzać. Jak ja nienawidzę zimna... - Thalia, ta dziewczyna nazywa się Thalia – odpowiedziałam wreszcie na jej pytanie.
- Thalia? Ja znam Lillien, czyli nie mamy wspólnych znajomych, co? - otworzyła drzwi do kawiarni, weszłyśmy do środka od razu podszedł do niej kelner który chyba nie był zadowolony z przypiętego do jej paska miecza ale gdy coś mu pokazała ten jakby zmienił zdanie od razu wgapiając się w nią nachalnie. Uważaj bo ci zaraz ślinka pocieknie koleś... Amy wskazała mi dłonią stolik, podeszłam do niego ściągając płaszcz i wieszając g o na oparciu krzesła. Usiadłam czekając na moją towarzyszkę, było tutaj ciepło, przytulnie i całkiem ładnie. Podeszła do mnie po chwili stawiając przede mną czekoladowe ciastko i uśmiechając się po czym wracając zapewne po napoje. Po chwili wróciła przynosząc dwie duże gorące czekolady i usiadła naprzeciwko mnie.

2. Na ratunek

Amy

Martwiłam się o moja młodą towarzyszkę, była dość spokojna, sprawiała wrażenie opanowanej. Przypomniałam sobie kiedy ja zostałam zaatakowana po raz pierwszy, szkoda, że ta mała musiała znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Wyjęłam miecz, nie spuszczałam kreatury z oczu.
- Nie bój się, nic ci się nie stanie – powiedziałam pokrzepiająco.
- Ty ją widzisz?! – zdziwiła się zielonooka.
- A dlaczego miałabym nie widzieć? – dziewczyna wyraźnie się zmieszała, ten demon był inny od tych, które widywałam w piekle, płonące włosy, ostre rysy twarzy, czy jedna noga wyglądała jakby była osła?! Jej druga noga była wykonana z brązu, wpatrywała
się we mnie zaskoczona, najwidoczniej zniszczyłam jej plan skrzywdzenia tej dziewczyny. 
- Czym Ty jesteś?!
- To Empuza – odparła moja towarzyszka, najwidoczniej była kimś więcej niż przypuszczałam.
- Skąd to wiesz? – moim ciałem zawładnęły błyskawice, użyłam ich by trzymać stwora na dystans.  Empuza na mnie natarła, szybko pokryłam ramię lodem i odepchnęłam stwora z łatwością, odpędziłam ją błyskawicami, ale wiedziałam, że to na niewiele się zda.
- Wcześniej z nimi walczyłam i wiele o nich czytałam – powiedziała czarnowłosa, czym mnie zaciekawiła.
- Nie bój się, nie dopuszczę jej do Ciebie.
- Odsuń się w końcu mroczna istoto, zależy mi na córce Posejdona! – wrzasnęła Empuza.
- Czyjej córce?! – spojrzałam na dziewczynę pytająco, a ona nie wiedziała chyba, czy może mi zaufać – Mam na imię Amy, jak jej spuścić łomot, by bardzo zabolało? – uśmiechnęłam się łagodnie i atakowałam stwora, dając jej czas na decyzję.  Nie miałam pojęcia czy moje zniszczenie zadziała na nią, z jakiegoś powodu była cięta
na czarnowłosą. Czy to możliwe, żeby była córką mitycznego boga mórz? Cóż nie zdziwiłoby mnie to, walczę z bezdusznymi, demonami, a nawet wampirami, coś mi mówi, że jeszcze wiele rzeczy przede mną.  Spróbujmy więc, pokryłam ostrze miecza zniszczeniem, ciemność była blisko, ale nie dość, by stanowić zagrożenie, zaatakowałam Empuzę, próbowała uniknąć ciosu, ale nie dała rady, z  rany trysnęła ciecz przypominająca krew, krzyczała wściekle.
- Dobrze, ze mną walczysz, odczep się od niej – syknęłam.
- Zejdź mi z drogi ty głupia dziewczyno jeżeli nie chcesz by ci się coś stało – warknęła – chce dostać tylko tą gówniarę odejdź a wybaczę ci twoją zniewagę.
- Niedoczekanie twoje! – spojrzałam na moją towarzyszkę – podjęłaś już decyzję? Powiesz jak zabić to coś? – miałam nadzieję, że wywarłam na niej chociaż trochę pozytywne wrażenie.
- Potwora tego typu można zabić jedynie niebiańskim spiżem... – odpowiedziała.
- Niebiańskim spiżem? Pierwsze słyszę... Masz coś takiego?
- Mam – podniosła rękę, na której połyskiwała bransoletka z charmsami – Aklass – niesamowity miecz pojawił się w jej dłoni. Jednak nie była taka słaba i bezbronna, bardzo mnie to ucieszyło, nie musiałam się martwić, aż tak.  Eh, nie będę się oszukiwać, będę się martwić o tą małą.  Dziewczyna zaskoczyła mnie, zaatakowała stwora w pojedynkę, była szybka i rzeczywiście wiedziała co robi, nie mogłam tego samego powiedzieć o Empuzie, dawaj mała poradzisz sobie kibicowałam jej w myślach. Potwór unikał jej ciosów, ale popełnił błąd i mnie zlekceważył, nigdy nie odwracaj się do Wybranej plecami, miecz Thundera, aż się prosił o jego użycie, zniszczenie zadziałało perfekcyjnie, przebiłam ją na wylot. Ten cios wyprowadził naszego przeciwnika z równowagi, co wykorzystała zgrabnie moja partnerka, dobijając bestię, zmieniając w kupkę pyłu, którą poniósł jesienny, zimny wiatr.  Dziewczyna stała przez chwilę z wyciągniętym mieczem, nie mogłam się powstrzymać chciałam go obejrzeć, przyglądała mi się trochę nerwowo czekając na moją reakcję, a ja uśmiechnęłam
 się do niej ciepło.

Oriana
Uważniej jej się przyjrzałam przechylając głowę na bok. Upadła na głowę? Czy ja jestem w ukrytej kamerze? A może Chris mnie w coś wrabia? Zauważyłam że dziewczyna wyciągnęła miecz i stanęła w pozycji obronnej.
- Nie bój się, nic ci się nie stanie – ponownie usłyszałam jej tym razem pokrzepiający głos. Coś mi tutaj nie pasowało... Czy ona...?
- Ty ją widzisz? - wypaliłam zdziwiona.
- A dlaczego miałabym nie widzieć? - tym razem zdziwiła się brązowowłosa. Trochę się zmieszałam na jej odpowiedź ale w dalszym ciągu nie spuszczałam oczu z Empuzy, która wydawała się zaskoczona całą tą zaistniała sytuacją.
- Czym ty jesteś? - wykrzyknęła zdziwione pytanie zielonooka jak dobrze zauważyłam.
- To Empuza – wyjaśniłam jej spokojnie.
- Skąd to wiesz? - wokół tej kobiety nagle pojawiły się błyskawicę. Wyładowania trzymały potwora na dystans jednak wiedziałam że ona za dużo tutaj nie zdziałają... Ale błyskawice? Czyżby była spokrewniona z Thalią. Wygląda jakby miała około 25 lat czy
to możliwe żeby wytrwała tak długo poza obozem? Popatrzyłam w stronę stwora, który natarł na długowłosą. Dziewczyna pokryła swoje ramie lodem... A to ci nowość...
I odepchnęła Empuzę z łatwością, ta odskoczyła i patrzyła na nią wściekłym wzrokiem uciekając przed błyskawicami.
- Wcześniej z nimi walczyłam i wiele o nich czytałam – powiedziałam czym najprawdopodobniej zaciekawiłam moją „obrończynię”.
- Nie bój się, nie dopuszczę jej do ciebie.
- Odsuń się w końcu mroczna istoto, zależy mi na córce Posejdona! - wrzasnęła wściekła Empuza szczerząc swoje ostre kły.
- Czyjej córce?! - wykrzyknęła zdziwiona dziewczyna oglądając się na mnie. Nie wiedziałam czy mogę jej cokolwiek powiedzieć, wyjaśnić i zaufać. W końcu nawet nie wiedziałam kim ona jest i co tu tak właściwie robi... Chyba to wyczuła – Mam na imię Amy, jak jej spuścić łomot, by bardzo zabolało? - zapytała mnie uśmiechając się łagodnie. Zaatakowała szybko stwora chyba dając mi chwilę czasu bym przemyślała wszystkie
za i przeciw tej całej sytuacji. Dostrzegłam coś dziwnego, miecz tej dziewczyny zyskał nagle jakąś ciemną poświatę. Co to było? Nie mam zielonego pojęcia. Obserwowałam
ją jak ponownie zaatakowała potwora tym razem udało jej się ją dosięgnąć ostrzem.
Z rany Empuzy trysnęła lepka i ciemna ciecz, jej krew. Krzyczała strasznie miotając się na różne strony.
- Dobrze, ze mną walczysz, odczep się od niej – syknęła dziewczyna odgarniając włosy
z czoła.
Empuza nie dała za wygraną i zrobiła dwa kroki do przodu mrużąc groźnie swoje czerwone oczy.
- Zejdź mi z drogi ty głupia dziewczyno jeżeli nie chcesz by ci się coś stało – warknęła – chce dostać tylko tą gówniarę odejdź a wybaczę ci twoją zniewagę.
- Niedoczekanie twoje! - wykrzyknęła buńczucznie dziewczyna odwracając lekko głowę
 i zerkając na mnie – podjęłaś już decyzję? Powiesz jak zabić to coś? - kiwnęłam delikatnie głową.
- Potwora tego typu można zabić jedynie niebiańskim spiżem...
- Niebiańskim spiżem? Pierwsze słyszę... Masz coś takiego? - przerwała mi brązowowłosa.
- Mam – powiedziałam podnosząc rękę, na której połyskiwała moja bransoletka z trzema charmsami – Aklass – miecz pojawił się w mojej dłoni połyskując w blasku ulicznych latarni. Dziewczyna uważnie mi się przyglądała. Zauważyłam, że zaskoczyło ją nagłe pojawienie się ostrza w mojej ręce ale nie miałam teraz czasu jej wszystkiego wyjaśniać szczególnie, że potwór szykował się na ponowny skok w nasza stronę.
Zauważyłam, że zaskoczyło ją nagłe pojawienie się ostrza w mojej ręce ale nie miałam teraz czasu jej wszystkiego wyjaśniać szczególnie, że potwór szykował się na ponowny skok w nasza stronę. Zrobiłam kilka kroków do przodu i stanęłam przed zielonooką wyciągając przed siebie miecz. Empuza uśmiechnęła się wrednie i natarła na mnie wyciągając ostre pazury. Odbiłam je i zaatakowałam. Potwór zręcznie unikał moich cięć jednak nie poddawałam się. Amy jak dobrze zapamiętałam jej imię, przyglądała się chwile mojej walce jednak gdy Empuza odwróciła się do niej plecami co było jej wielkim błędem została zraniona przez miecz tej dziewczyny, który nadal połyskiwał tą dziwną ciemna poświatą. Krzyknęła i warknęła jednocześnie tracąc tym samym czujność co oczywiście wykorzystałam. Szybko podbiegłam do niej przebijając potworowi brzuch. Ponownie wrzasnęła jednak był to już krzyk rozpaczy i bólu. Szarpała się przez chwilę nabita na ostrzę po czym rozsypała zostawiając po sobie tylko kupkę popiołu który rozwiał zimny jesienny wiatr.
Stałam tak przez chwilę z wyciągniętym mieczem w miejscu gdzie dopiero co stała Empuza. Zerknęłam na Amy czekając cierpliwie na jej reakcję, jakiś komentarz określający całą ta sytuację.

Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie ciepło.