Niektóre motyle mają przecież
przezroczyste skrzydła,
a przecież potrafią latać...

czwartek, 6 czerwca 2019

4. Gorąca czekolada


Amy

- Dobrze, moja nowa koleżanko – zdjęłam płaszcz – możesz mnie pytać o co tylko chcesz, nie krępuj się, nie gryzę i chyba nie jestem, aż taka straszna, co? Wcinaj, mają dobre ciasta, czasem tu grzeszę, jeśli wiesz co mam na myśli – uśmiechnęłam się do niej i napiłam gorącej czekolady. Podsunęłam jej moja odznakę, może teraz się dziewczyna ośmieli? Przyglądała się jej uważnie, analizowała napisy i podsunęła mi ją z  powrotem.
- Na prawdę mogę? – przygryzła wargę, jakby wciąż ze sobą walczyła.
- Co w tym dziwnego? – uśmiechnęłam się – pytaj, od tego jestem.
- Co to za odznaka? – zapytała w końcu jedząc pierwszy kawałek ciasta.
- Należę do strażników, zobacz – wskazałam małej, najwyższy budynek widoczny z tej części miasta – tam mieszkam, moim zadaniem jest ochrona ludzi i świata przed takimi różnymi… stworami, demonami, bezdusznymi, wampirami, kto wie przed kim jeszcze – uśmiechnęłam się do niej.
- To one istnieją?! – zdziwiła się zielonooka.
- Yhy, tak samo jak ten mityczne stwory, o ile dobrze zrozumiałam. Nie przejmuj się, kilka lat temu też nie miałam o tym zielonego pojęcia i ciągle się uczę.
- Kim tak właściwie jesteś? Kto jest Twoim ojcem? – rozkręciła się z pytaniami dziewczyna, zastanawiałam się dlaczego dopytuje tak o ojca, ale może w jej przypadku to bardziej pokręcona sprawa, w końcu …Posejdon, chyba, że się przesłyszałam.
- Jestem Wybraną, moim ojcem jest ciemność, a matką światło, wiem, że brzmi to niedorzecznie, walczę i umieram, tak ma być bez końca, tak przypuszczam.
- Ale jak ciemność? Taka prawdziwa ciemnista ciemność? – zainteresowała się dziewczyna.
- Coś w tym stylu, pradawna istota potężna, na ziemi używa imienia Drake, jakiś czas temu się ze mną spotkał po raz pierwszy, byłam adoptowana, a potem porzucona, trochę się tułałam, w końcu musiałam nauczyć się radzić samej w tym świecie.
- Rozumiem, w takim razie nie pochodzisz od nas – zamyśliła się mała.
- Jakich nas?
- Półbogów – odpowiedziała jakby to było normalne, w sumie ja i ciemność, czego się czepiam.
- Nic z tego nie rozumiem, zdradzisz mi jak masz na imię czy będę zbyt wścibska?
- Jestem Oriana, moim ojcem jest Posejdon jak słyszałaś, greccy bogowie istnieją, tak samo jak Empuzy i tym podobne potwory.
- Jest was więcej? Jak sobie radzicie? – zaciekawiłam się – i jak… no wiesz? Bóg i mmm Twoja mama – zmieszałam się.
- Wiesz, kiedy tata kocha mamusie – zaczęła z błyskiem w oczach, a ja skrzywiłam się, nie o to mi chodziło – jest nas trochę, więcej niż zapewne przypuszczasz. Moja mama i tata poznali się, a potem wiesz… urodziłam się ja i mój brat,  Thalia, o której ci wspomniałam jest córką Zeusa.
- Niesamowite, ale tez pewnie niebezpieczne, świetnie sobie poradziłaś z tą poczwarą – upiłam czekolady – jestem pod wrażeniem.
- Tak myślisz? – zdziwiła się Oriana, pewnie nie przywykła do tego, że ktoś ją ocenia i obserwuje kiedy walczy, w moim świecie to norma.
- Pewnie, że tak, jestem z Ciebie dumna, nie masz lekko, a jesteś taka młodziutka, ile masz lat? Mieszkasz w okolicy? Jeśli nie, mogę Cię gdzieś podwieźć.
- Nie, w zasadzie czekam na kogoś i jak zwykle się spóźnia, mięliśmy się udać na małe zakupy, ale nieco się opóźniły moje plany, zaatakowała mnie Empuza, poznałam Ciebie.
- Świat jest dziwniejszy niż Ci się wydawało, co? – uśmiechnęłam się, sięgnęłam do kieszeni płaszcza i podałam Orianie rękawiczki, była takim zmarzluchem, że na pewno jej się przydadzą – weź, widzę, że nie lubisz chłodu. Będziesz miała małą pamiątkę po naszej gorącej czekoladzie.
- Dziękuję, a ty nie zmarzniesz?
- Spokojnie, rzadko ich używam – uśmiechnęłam się, Oriana podniosła się i zerknęła w witrynę sklepową na młodego chłopaka, chyba na niego czekała.
- Czekałam na niego, zawołam go, dobrze? – wychodziła przed kawiarnię, a ja podeszłam i zamówiłam dla naszego gościa ciasto oraz czekoladę, które postawiłam przed nim, kiedy siadał. Ale był zdziwiony.
- To Twój chłopak?
- Tak – zarumieniła się dziewczyna.
- Niezłe ciacho – uśmiechnęłam się serdecznie, widziałam jego zmieszane spojrzenie, więc się roześmiałam i podałam mu dłoń- wybacz, jestem Amy, po prostu nie mogłam się powstrzymać, fajna z was para.
- Chris, dzięki za poczęstunek – powiedział lekko zmieszany i objął Orianę.
- Więc długo jesteście razem?-  nie mogłam nie zadać tego pytania.
- Amy – jęknęła zmieszana Oriana, tak była słodka kiedy się rumieniła.
- Niecałe dwa miesiące- powiedział dumnie Chris – mam nadzieję, że do końca życia – dodał i przytulił dziewczynę- Więc jak się poznałyście? – zapytał ciekawy chłopak.
- Wiesz cóż to trochę zabawna historia – powiedziała Oriana.
- Życzę Wam tego, by to było do końca życia, tak jak sobie wymarzycie – wolałam nie zabierać głosu na temat naszego poznania, ponieważ nie wiedziałam ile wiedział chłopak, zauważyłam, że przygląda się mojemu mieczowi. Nieźle, wychodzę w jego oczach na rzeźnika – chcesz zobaczyć mój miecz? - wiedziałam, że kiedy mu to zaproponowałam rozbłysnęły mu oczy, przełykał kawałek ciasta. Złapał miecz Thundera bez najmniejszego problemu, precyzyjnie mu się przyglądał i oceniał każdą jego część. Zupełnie jakby znał się na rzeczy, coś mi mówiło, że ten młodzian mnie zaraz zaskoczy jakąś analizą.
- Ciekawy miecz, duży i ciężki typowo męski wytrzymały i twardy wykonany z kilku różnych metali dobrze przewodzący elektryczność...- zaskoczył mnie jak przypuszczałam, był dobry.
- Znasz się na tym?
- Trochę – odpowiedział tylko i wrócił do konsumpcji ciastka.
- Chyba nie trochę, trochę to ja się znam.
- Chris jest synem boga kowali Hefajstosa, doskonale się na tym zna – uśmiechnęłam się Orianna chwaląc go – sam zrobił nawet dla mnie broń.
- Naprawdę? Ten miecz?
- Niee ,  Agapo – w jej dłoni pojawił się ostrze – ten sztylet.
- Mogę go zobaczyć?
- Pewnie –Przyglądałam mu się przez chwile obracając w dłoniach, był fenomenalny, chłopak był zdolny. Widziałam, że Chris zdziwił się, kiedy Oriana opowiedziała mi o jego ojcu, pewnie nie mają za wielu przyjaciół, z którymi mogą o tym pogadać, a nie są półbogami – Ona jest trochę do nas podobna jednak nie w półboskim sensie, trudno to zrozumieć – czarnowłosa szepnęła coś chłopakowi, nie miałam nic przeciwko temu - Kiedy na ciebie czekałam to ona starała się mnie obronić przed Empuzą- chciała bym to usłyszała, pewnie się obawiała, że mogłabym się obrazić, albo myśleć, że coś kombinują.
- Rozumiem – kiwnął głową i uśmiechnął się Chris.
- Ojciec musi być, z ciebie dumny, szkoda, że nie znacie Ragnara, jest specem od robienia broni, wykonał ten, należał do mojego drogiego przyjaciela, walcząc nim pomagam mu dotrzymać jego obietnicy – uśmiechnęłam się. Byłam zadowolona ze znajomości z moimi nowymi przyjaciółmi,  nie zauważyłam kiedy do kafejki wszedł mężczyzna, zwrócił powszechną uwagę, ubrany był w  jasną koszulę rozpiętą pod szyją,  podwinięte rękawy, włożył ręce do kieszeni, miał czarne spodnie, wyglądające jakby były skórzane i eleganckie czarne buty.

Oriana

- Dobrze, moja nowa koleżanko – zdjęła płaszcz wieszając go na oparciu krzesła – możesz mnie pytać o co tylko chcesz, nie krępuj się, nie gryzę i chyba nie jestem, aż taka straszna, co? Wcinaj, mają dobre ciasta, czasem tu grzeszę, jeśli wiesz co mam na myśli – posłała mi pogodny uśmiech po czym napiła się czekolady. Popatrzyła na mnie i podsunęła coś w moją stronę. Czy to była jakaś odznaka? Przyjrzałam jej się uważnie widniał na niej napis Guardians, hmm ona jest jakimś strażnikiem? Ale czego i co robi? Podsunęłam odznakę w jej stronę.
- Na prawdę mogę? – przegryzłam wargę, zawsze tak robiłam kiedy się wahałam.
- Co w tym dziwnego? – uśmiechnęła się promiennie – pytaj, od tego jestem.
- Co to za odznaka? - niepewnie spróbowałam ciasta.
- Należę do strażników, zobacz – wskazała mi wysoki budynek widoczny z okna kafejki – tam mieszkam, moim zadaniem jest ochrona ludzi i świata przed takimi różnymi… stworami, demonami, bezdusznymi, wampirami, kto wie przed kim jeszcze – uśmiechnęłam się.
- To one istnieją?! – zdziwiłam się... Mityczne potwory to jedno ale wampiry, jakieś bezduszne, demony to już co innego.
- Yhy, tak samo jak ten mityczny stwór, o ile dobrze zrozumiałam. Nie przejmuj się, kilka lat temu też nie miałam o tym zielonego pojęcia i ciągle się uczę.
- Kim tak właściwie jesteś? Kto jest Twoim ojcem? – musiałam się tego dowiedzieć.
- Jestem Wybraną, moim ojcem jest ciemność, a matką światło, wiem, że brzmi to niedorzecznie, walczę i umieram, tak ma być bez końca, tak przypuszczam.
- Ale jak ciemność? Taka prawdziwa ciemnista ciemność? – szczerze zainteresowałam się.
- Coś w tym stylu, pradawna istota potężna, na ziemi używa imienia Drake, jakiś czas temu się ze mną spotkał po raz pierwszy, byłam adoptowana, a potem porzucona, trochę się tułałam, w końcu musiałam nauczyć się radzić samej w tym świecie – powiedziała starając się wyjaśnić mi jak najwięcej.
- Rozumiem, w takim razie nie pochodzisz od nas – zamyśliłam się.
- Jakich nas? - teraz to ona się zdziwiła.
- Półbogów – odpowiedziałam najspokojniej jak potrafiłam.
- Nic z tego nie rozumiem, zdradzisz mi jak masz na imię czy będę zbyt wścibska?
- Jestem Oriana, moim ojcem jest Posejdon jak słyszałaś, greccy bogowie istnieją, tak samo jak Empuzy i tym podobne potwory – teraz to ja starałam jej się wyjaśnić sytuację jak najprościej. 
- Jest was więcej? Jak sobie radzicie? – zaciekawiła się – i jak… no wiesz? Bóg i mmm Twoja mama – zmieszała się niepewnie spoglądając na mnie.
- Wiesz, kiedy tata kocha mamusie – zaczęłam uśmiechając się pod nosem jednak kiedy spostrzegłam, że moja towarzyska się krzywi zaprzestałam i wyjaśniłam już normalnie – jest nas trochę, więcej niż zapewne przypuszczasz. Moja mama i tata poznali się, a potem wiesz… urodziłam się ja i mój brat, Thalia, o której ci wspomniałam jest córką Zeusa.
- Niesamowite, ale też pewnie niebezpieczne, świetnie sobie poradziłaś z tą poczwarą – napiła się czekolady – jestem pod wrażeniem.
- Tak myślisz? - dostać komplement od obcej kobiety, całkiem miłe uczucie.
- Pewnie, że tak, jestem z Ciebie dumna, nie masz lekko, a jesteś taka młodziutka, ile masz lat? Mieszkasz w okolicy? Jeśli nie, mogę Cię gdzieś podwieźć – Amy rozkręciła się już chyba na dobre.
- Nie, w zasadzie czekam na kogoś i jak zwykle się spóźnia, mięliśmy się udać na małe zakupy, ale nieco się opóźniły moje plany, zaatakowała mnie Empuza, poznałam Ciebie.
- Świat jest dziwniejszy niż Ci się wydawało, co? – uśmiechnęła się sięgając do kieszeni i podając mi rękawiczki, czarne z wielką wyhaftowaną „G” na środku – weź, widzę, że nie lubisz chłodu. Będziesz miała małą pamiątkę po naszej gorącej czekoladzie.
- Dziękuję, a ty nie zmarzniesz?
- Spokojnie, rzadko ich używam – uśmiechnęła się do mnie. Wyjrzałam przez okno
 i podniosłam się dostrzegając moją zgubę.
- Czekałam na niego, zawołam go, dobrze? - wyszłam przed kawiarnię i podeszłam
do Chrisa nawet nie zauważając że nie mam na sobie kurtki – Chris, hej – uśmiechnęłam się do niego.
- Oriana!? - wykrzyknął – czemu nie masz kurtki nie jest ci zimno? A tak w ogóle wiesz przep...
- Zostawiłam w kawiarni – powiedziałam zmieszana – nie przepraszaj to było do przewidzenia – cmoknęłam go w policzek – chodź poznasz kogoś – pociągnęłam go w stronę kawiarni i posadziłam przy stoliku. Amy postawiła przed nim talerz z ciastem i szklankę czekolady. Zauważyłam że bardzo go to zdziwiło zupełnie tak jak mnie.
- To Twój chłopak? - zapytała bez ogródek.
- Tak – zarumieniłam się lekko.
- Niezłe ciacho – uśmiechnęła się serdecznie, zauważając zmieszane spojrzenie Chrisa roześmiała się i podała mu dłoń - wybacz, jestem Amy, po prostu nie mogłam się powstrzymać, fajna z was para.
- Chris, dzięki za poczęstunek – powiedział chłopak i objął mnie ramieniem przyciągając do siebie. Wiedział że nie lubię zimna dlatego zawsze mnie ogrzewał, lubię kiedy to robi.
- Więc długo jesteście razem? - zapytała siadając prze stoliku.
- Amy – jęknęłam i spojrzałam na nią.
- Niecałe dwa miesiące – odpowiedział Chris – mam nadzieję że do końca życia – mocniej mnie przytulił.
- To Twój chłopak? - zapytała bez ogródek.
- Tak – zarumieniłam się lekko.
- Niezłe ciacho – uśmiechnęła się serdecznie, zauważając zmieszane spojrzenie Chrisa roześmiała się i podała mu dłoń - wybacz, jestem Amy, po prostu nie mogłam się powstrzymać, fajna z was para.
- Chris, dzięki za poczęstunek – powiedział chłopak i objął mnie ramieniem przyciągając do siebie. Wiedział że nie lubię zimna dlatego zawsze mnie ogrzewał, lubię kiedy to robi.
- Więc długo jesteście razem? - zapytała siadając prze stoliku.
- Amy – jęknęłam i spojrzałam na nią.
- Niecałe dwa miesiące – odpowiedział Chris – mam nadzieję, że do końca życia – mocniej mnie przytulił – Więc jak się poznałyście?
- Wiesz cóż to trochę zabawna historia – powiedziałam uśmiechając się na to wspomnienie.
- Życzę Wam tego, by to było do końca życia, tak jak sobie wymarzycie – powiedziała szybko dziewczyna - chcesz zobaczyć mój miecz? - zwróciła się do Chrisa, który ochoczo przystał na jej propozycję. Wiedziałam, że on uwielbia oglądać bronie i analizować je dlatego nawet się nie zdziwiłam. Amy wyciągnęła i padała mu ostrze, które dzielnie złapał. Uniósł je na wysokość oczu i przejechał delikatnie palcami po ostrzu przyglądając mu się z ciekawością. Wszystko oglądał z bardzo profesjonalną dokładnością... Trzon, jelec, traszkę, widziałam ten błysk w jego oczach. Oglądał głownię zauważyłam, że analizuję z czego jest zrobiona. Uśmiechnął się pod nosem obracając go w dłoniach po czym oddał go Amy.
- Ciekawy miecz, duży i ciężki, typowo męski, wytrzymały i twardy, wykonany z kilku różnych metali dobrze przewodzący elektryczność... - swoją wypowiedzią najprawdopodobniej zaskoczył dziewczynę bo wpatrywała się w niego nieodgadnionym wzrokiem.
- Znasz się na tym?
- Trochę – odpowiedział tylko i wrócił do konsumpcji ciastka.
- Chris jest synem boga kowali Hefajstosa, doskonale się na tym zna – uśmiechnęłam się chwaląc go – sam zrobił nawet dla mnie broń.
- Naprawdę? Ten miecz?
- Niee – pokręciłam głową – Agapo – w mojej dłoni pojawiło się ostrze – ten sztylet.
- Mogę go zobaczyć? - zapytała wpatrując się w sztylet.
- Pewnie – podałam go jej. Przyglądała mu się przez chwile obracając w dłoniach. Widziałam zdziwione spojrzenie Chrisa, nie dziwie mu się w końcu powiedziałam praktycznie obcej kobiecie kim jest jego ojciec – Ona jest trochę do nas podobna jednak nie w półboskim sensie – uśmiechnęłam się wyjaśniając mu – trudno to zrozumieć – zaśmiałam się z zakłopotania – myślę, że można jej zaufać – szepnęłam mu na ucho – Kiedy na ciebie czekałam to ona starała się mnie obronić przed Empuzą – powiedziałam już nieco głośniej.
-Rozumiem – kiwnął głową i uśmiechnął się. Nagle do naszego stolika podszedł mężczyzna w jasnej koszuli z podwiniętymi rękawami i ciemnych spodniach. Ręce chował w kieszeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz